Strona Polska w Japonii

Relacje polsko-japońskie w cieniu Fukushimy

  • Czarne chmury nad Tokio
    3 września 2013 r.

    16 czerwca przybył z wizytą do Polski japoński premier Shinzo Abe. Japońska prasa donosiła, że celem jego misji jest sprzedaż japońskich technologii nuklearnych Polsce i innym państwom, członkom Grupy Wyszechradzkiej.

    Premier Tusk w wywiadzie dla polskich mediów wspomniał, że rozmowy z premierem Abe dotyczyły wizyty japońskiej flotylli na Bałtyku i wymiany w dziedzinie technologii energetyki nuklearnej.

    I tu nasuwa się pytanie – co skłania premiera Japonii w sytuacji, gdy jego kraj zmaga się z katastrofą nuklearną w Fukushimie, do wizyty w innych krajach i oferowaniu dokładnie tego, co dla Japonii może się okazać gwoździem do trumny?

    Przede wszystkim, właściciel walczącej z tragicznymi skutkami tsunami elektrowni Fukushima, Tepco (Tokyo Electric Power Company), nie radzi sobie z usuwaniem skutków katastrofy jądrowej - stopieniem rdzeni w trzech reaktorach, brakiem systemu awaryjnego, silnym skażeniem wód gruntowych i wody w oceanie. Mamy 160 tysięcy ludzi ewakuowanych z własnych domów w promieniu 30 kilometrów od elektrowni i zagrożenie radioaktywne dla wszystkich, którzy zostali w promieniu 100 km od miejsca katastrofy, a jakby tego było mało, Tepco ogłasza z rozbrajającą szczerością, że nie wie, gdzie pod ziemią znajdują się stopione rdzenie (wiadomo, że podłoga została uszkodzona i rdzenie są teraz gdzieś pod spodem).

    Japonia nie była jak dotąd w stanie zabezpieczyć obiektów, które w dalszym ciągu stanowią ogromne zagrożenie i w każdej chwili grozi nam pogorszenie sytuacji. W takiej chwili oczekiwalibyśmy od szefa rządu odpowiedzialnego podejścia do problemu i działań ukierunkowanych na ratowanie kraju przed katastrofą, gdy tymczasem premier Abe nie tylko nie podejmuje w Japonii działań na rzecz poszkodowanych w Fukushimie, ale nie robi też nic, aby wspierać akcję ratowniczą w stanowiącej śmiertelne zagrożenie elektrowni, pozostawiając ją w gestii zupełnie nieprzygotowanej i bezradnej korporacji, pomimo, iż Tepco w zeszłym roku zostało znacjonalizowane i powinno być pod ścisłą kontrolą rządu.

    Dla nas, mieszkających w Japonii na stałe, największą bolączką życia codziennego jest w tym wszystkim brak rzetelnych informacji. Nie wiemy, jakie jest skażenie w Tokio, nie wspominając już o terenie elektrowni w Fukushimie, gdzie skażenie przekracza skalę na urzadzeniach pomiarowych, nie wiemy też, ilu pracowników Tepco umiera codziennie od napromieniowania. O tym, że ludzie pracujący na zgliszczach elektrowni dostają w kilka dni dawkę promieniowania równą normie przewidzianej na pięć lat dowiadujemy się od brytyjskiego eksperta (Christopher Busby), nie z wiadomości w japońskiej telewizji. Ludzie w Fukushimie na pewno umierają od skażenia, ale z telewizji dowiedzieliśmy się jedynie o śmierci dyrektora elektrowni, Masao Yoshida, który zmarł w lipcu na raka tarczycy.

    W tej sytuacji musimy po omacku podejmować decyzje, czy przenieść się do Polski lub czy chociaż wysłać do kraju na jakiś czas nasze dzieci. I modlimy się w duchu, aby nie spełniły się nigdy słowa Lecha Wałęsy, żeby, pomimo starań japońskich polityków, Polska nie stała się drugą Japonią, bo nie będzie już dokąd uciekać.



  • Tekst i zdjęcia Hanna Kazahari