|
St.
Valentine's Day (14 lutego) obchodzi się w Japonii w sposób wyjatkowy,
można by rzec unikatowy w skali światowej. Podczas gdy w innych krajach, dzień
ten jest świętem zakochanych, w Japonii jest świętem czekoladkowych
hołdów składanych mężczyznom przez kobiety. Tak jak w dawnych czasach w
Polsce 8 marca mężczyźni dawali kobietom kwiaty, tak tutaj obowiązkowo kobiety
ofiarowują mężczyznom czekoladki. W zakładach pracy szefom i kolegom, poza
pracą mężom lub narzeczonym. Nie ma to wiele wspólnego z zakochaniem się. Może
też i z tego względu, że kwestia zakochania się lub kochania kogoś, nie jest w
Japonii zjawiskiem powszechnym, a jako taka również zrozumiałym.
Pamiętam dni
walentynkowe z okresu kiedy pracowałam w japońskiej firmie i wielkie,
nieukrywane rozczarowanie moich japońskich kolegów z pracy, kiedy nie dostali
ode mnie nawet jednej czekoladki. Koledzy byli sympatyczni i uprzejmi, zawsze
starali mi się pomóc, kiedy tego potrzebowałam, więc w następnych latach
starałam się już pamiętać o ich święcie i nie sprawić im zawodu. Znacznie mniej
sympatyczni są w pracy japońscy szefowie, jak też i ci, którym się wydaje, że
takowymi są. Pamiętam pewien lunch, na który wybraliśmy się grupą z pracy. Gdy
kelnerka podała do naszego stołu duże naczynie z laki, z którego każdy powinien
był nałożyć sobie ryż do własnej miseczki, jeden z Japończyków, który widział
mnie w firmie po raz pierwszy, zakładając, że nie znam japońskiego powiedział
do kolegi obok "No, kiedy ona nałoży nam ryż, ile będziemy czekać?".
Jest to codzienny, typowy stosunek Japończyków do pracujących kobiet. Kobieta
ma w firmie rolę służebną, ewentualnie ozdobną. Kobieta z reguły gorzej
zarabia, nie jest awansowana, powinna usługiwać mężczyznom czy to w pracy, czy
też w czasie wspólnych posiłków, a w żadnym razie nie powinna mieć własnego
zdania.
Japonki znoszą
takie traktowanie spokojnie, jako należące do naturalnego biegu rzeczy, na
które po prostu nie ma rady, tak jak nie ma rady na częste trzęsienia ziemi,
tajfuny, pory deszczowe, czy powszechną w mieszkaniach wilgoć, od której gniją
materace. Sporadycznie trafi się Japonka ambitna, inteligentna, z charakterem,
jak np. była minister spraw zagranicznych Japonii Makiko Tanaka i cóż się
wtedy dzieje? Ano, słowo "była" mówi już samo za siebie, a przecież
się tą panią minister długo nie nabyła... Mimo ogromnej popularności i
wielkiego poparcia społecznego, jakim się cieszyła, musiała odejść, bo nie była
pokorna, bo nie chciała być tylko ozdobą, bo... bo to kobiecie nie przystoi.
Wiem to z mojego wieloletniego doświadczenia z pracy w japońskich firmach. Wiele
razy byłam świadkiem dyskryminacji kobiet w miejscu pracy, sama też raz
zostałam zwolniona za to, że na zebraniu zaproponowałam inny sposób wykonania
projektu. Uzasadnienie zwolnienia brzmiało mniej więcej tak: "Wiemy, że
Hanna-san jest profesjonalistką, ale jest zbyt agresywna i nikt tego nie jest w
stanie znieść", a po cichu do prezydenta mojej firmy powiedziano:
"Myśleliśmy, że będzie siedzieć na zebraniach i się ładnie uśmiechać, nikt
nie spodziewał się, że bedzie zabierała głos!".
Kilka dni temu obserwując wydarzenia, ktore poprzedziły dymisję minister
Tanaki, przeżywałam uczucie deja vu. "Sono kimochi yoku wakarimasu" *
- chciałoby się rzec widząc w telewizorze zapłakaną twarz pani minister.
No, ale życie toczy się dalej. 14
lutego Japonia znów uczci Dzień Zakochanych ("Barentain Dee")
czekoladkami "giri choko", jak nazywa się czekoladki dawane
wyłącznie z poczucia obowiązku.
HAPPI BARENTAIN DEE!
Deszczu walentynkowych czekoladek
życzy
Hanna-san
* "Sono kimochi yoku wakarimasu" - Dobrze rozumiem to uczucie.
|