25 września wybrałam się do Parku Ueno, aby w świątyni Kiyomizu Kannondo
wziąć udział w bardzo specyficznej ceremonii o nazwie Ningyo Kuyo. Jest to
buddyjska ceremonia polegająca na rytualnym spaleniu niechcianych lub
nieużywanych już lalek. Były to w większości japońskie lalki ubrane w piękne
kimona, jakkolwiek można było zobaczyć również francuskie, porcelanowe lalki z
blond lokami czy nawet pluszowe misie. Lalkę może przynieść każdy i za
odpowiednią opłatą złożoną na rzecz świątyni jego zabawka otrzyma należyty,
buddyjski pogrzeb.
Po odśpiewaniu przez mnichów odpowiedniej sutry wszyscy zgromadzeni ruszyli
w kierunku placu pod światynią na którym stał ustawiony już wcześniej piec
kremacyjny. Jeszcze ostatnia modlitwa, odprawienie ostatnich pogrzebowych
rytuałów. Po tym nastepuje wkładanie lalek do rozpalonego pieca. Widok
jest naprawdę przerażający. Wśród buchających płomieni widzimy wyraźnie, jak misternie
uszyte kimona w piekne wzory i dokładnie ułożone, miniaturowe peruki z ludzkich
włosów znikają pozostawiając tylko druciany szkielet. Z niedowierzaniem patrzę
na grupkę małych dzieci, na których widok ten nie robi najmniejszego wrażenia.
Dopiero po chwili zauważam dlaczego - dzieci czekają w kolejce po torby ze
słodyczami, które sprezentowała im świątynia.
|
Dlaczego lalkom, które przecież od momentu powstania już były martwe,
urządza się pogrzeb jak ludziom? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, jako że
buddyzm ani shintoizm nie jest dogmatyczną religią. Można
interpretować to na kilka sposobów.
Najprostrzą interpretacją jest zwykła antropomorfizacja lalki ze względu na jej
wygląd. Jeśli coś ma dwie ręce, dwie nogi, ludzką twarz i jest nawet ubrane jak
człowiek, można przypuszczać, że w innych sferach też jest do człowieka
podobne. Na przykład w sferze duchowej. A coś, co jak człowiek posiada duszę,
bezsprzecznie należy traktować jak człowieka.
Inna
teoria tłumaczy Ningyo Kuyo tym, że właściciele lalek mają do nich bardzo
osobisty stosunek. Bawią się nimi, poświęcają im dużo czasu, kochają je, a
takiej miłości nie wolno wyrzucać do kosza. Z tego samego powodu urządza się
więc Hari Kuyo, czyli pogrzeb połamanych igieł krawieckich, które w
niezastąpiony sposób służyły swojej właścicielce i wykonały dla niej wiele
ciężkiej pracy, za którą należy im się wdzięczność.
|
Osobiście najbardziej podoba mi się wierzenie, iż w lalkę, która zostaje
zapomniana i odrzucona przez człowieka może wstąpić demon - Tsukumogami. Taka
opętana lalka ożywa, zaś to, co dzieje się z nią dalej to już materiał na
całkiem dobry horror klasy B.
Zostańmy jednak
przy teorii miłości i wdzięczności. Może taki szcunek do otaczających nas
przedmiotów, do rzeczy codziennego użytku to coś, czego my, Polacy,
moglibyśmy się uczyć od Japończyków. Może to dzięki tak poważnemu
traktowaniu przez nich nawet
martwych przedmiotów możemy mieć pewność, że każda rzecz opatrzona napisem
"Made in Japan" będzie nam dobrze i długo służyć. Służyć,
spodziewając się należytej wdzięczności...
Hana Umeda
|