Okinawa
– najdalej na południe wysunięta wyspa Japonii. Bliżej stąd na Tajwan niż do
Tokio. W połowie grudnia temperatura oscyluje tutaj wokół 20-25 stopni
Celsjusza, podczas gdy w Tokio do szpiku kości przenika nas zimno, mimo że
termometr pokazuje plus 8. Ciepły klimat na Okinawie wyraźnie przekłada się na
charakter jej mieszkańców. Powolni, leniwi i nadzwyczaj serdeczni, w niczym nie
przypominają uprzejmych, acz oziębłych Japończyków w ciasno zawiązanych
krawatach, jakich codziennie spotyka się w tokijskim metrze. Złota zasada, aby
nie upijać się przed godziną trzynastą działa tutaj z ponad godzinnym
wyprzedzeniem. Okinawska gościnność sprawia wrażenie iście
wschodnioeuropejskiej, co, prawdę mówiąc, można powiedzieć również o
architekturze. Betonowe, odrapane "manshiony" z odpadającym tynkiem nasuwają
skojarzenie z gierkowskimi blokami, szczególnie tymi w mniejszych miastach w
Polsce. Swojsko zaniedbane i raczej puste, bure ulice w połączeniu z
przechodniami w tym samym kolorze sprawiają wrażenie przyjaznego i powolnego
starzenia się, które możemy zaobserwować w dużej części miast i miasteczek
Europy Wschodniej.
|
Naha to miasto, w
którym groby sąsiadują z domami i idealnie wpisują się w tutejszą architekturę.
|
|
Ta mała, południowa wyspa na Oceanie Spokojnym –
dawniej niepodległe królestwo Ryukyu, została podbita przez klan Satsuma i
związana z shogunatem Tokugawa dopiero w XVII wieku. Prefekturą japońską – po
zjednoczeniu Japonii – stała się w
1879 roku. Traciła zatem niepodległość powoli - przez dwieście lat.
W ciągu tych dwustu lat to samo stało się z
Polską (I rozbiór Polski - 1772r). Jednak szansa, jaką Polacy mieli podczas
dwudziestolecia międzywojennego, na odbudowanie państwowości, a więc na
podtrzymanie poczucia tożsamości narodowej - którego przecież nigdy nie
stracili, nie została dana Okinawczykom. Do 1945 roku dawne królestwo Ryukyu
było tylko kolejną prefekturą Japonii. W roku 1945, a więc po bitwie o Okinawę,
ta ostatnia stała się wyspą okupowaną przez Stany Zjednoczone. Możemy znaleźć
tu kolejną analogię – tym razem do PRLu. Okupant wywoływał u mieszkańców
Okinawy te same uczucia, jakie w nas (mam tu na myśli mniej siebie, a bardziej
swoich rodziców i ich pokolenie) wywoływał Związek Radziecki. 27 lat później
historia znów okazała się mniej życzliwa dla Okinawy, niż dla Polski. Zamiast,
jak Polska w 1989 roku, odzyskać niepodległość, Okinawa w 1972 roku została
zwrócona przez Stany Zjednoczone Japonii.
Na początku lat osiemdziesiątych mój ojciec -
Yoshiho Umeda, będąc przedstawicielem Solidarności na zagranicę, pojechał na
Okinawę. Powstał tam w tym czasie ruch socjalistyczny, proponujący jako
rozwiązanie problemu powtórnego przyłączenia Okinawy do Japonii, zwrócenie się
o pomoc do Związku Radzieckiego. Plan ten, całe szczęście dla Okinawańczyków, nie
powiódł się. Był to jednak, jak się wydaje, ostatni na wyspie ruch o
charakterze względnie niepodległościowym.
Spędziwszy tej zimy dwa tygodnie na Okinawie
widzę, że jej mieszkańcy w pełni pogodzili się z narodowością japońską. I choć
trwa spór o prawdę historyczną w podręcznikach szkolnych, dotyczącą mordu
wykonanego na Okinawańczykach przez Japończyków, nie stawia on stron w pozycji
skłóconych narodów. Co ciekawe, nawet nienawiść do dawnego okupanta, którego
bazy wojskowe nadal są rozsiane po całej prefekturze - mowa tu rzecz jasna o
Stanach Zjednoczonych, ustąpiła tak silnej w całej Japonii modzie na
amerykanizm i zachodni tryb życia. Młodzi ludzie chętnie uczą się angielskiego,
na co dzień zaś posługują się wyłącznie japońskim, z języka okinawskiego znając
co najwyżej kilka podstawowych zwrotów.
Pojechałam
na Okinawę na zaproszenie mojej nauczycielki tańca. Mieszkałam dwa tygodnie w z
jej rodziną, która składała się z babci, piątki jej dzieci i siedemnaściorga
wnuków. Po raz pierwszy od przyjazdu do Japonii zobaczyłam tak dużą i zżytą ze
sobą rodzinę. Natychmiast pozwolili mi poczuć się jej częścią. Ani przez chwilę
nie odczuwałam typowego dla Japończyków zdystansowania w stosunku do obcych.
Prawie każdy wieczór spędzaliśmy na długich rozmowach suto zakrapianych
alkoholem, które zazwyczaj kończyły się śpiewem i tańcami. Przez te dwa
tygodnie zawiązałam przyjaźnie, jakie w ciągu całego roku w Tokio udało mi się
zawrzeć tylko z Polakami. Zaczęłam czuć się już trochę jak w domu.
Zastanawiam
się czasem, czy w innych warunkach historycznych,
z Polską stałoby
się to samo co z Okinawą. Czy Polacy czuliby
się tylko mniejszością etniczną z Rosyjską lub Niemiecką tożsamością
narodową. Czy etos patrioty wciąż wierzącego w odrodzenie Ojczyzny nie stał by
się z czasem kulturowym
przeżytkiem.
Bo przecież jesteśmy bardzo
podobni...
Tekst i zdjęcia Hana Umeda
|