Strona
Polska
Japonii

informacje, zdjęcia, artykuły

MÓJ "ZAKOCHANY" WUJ
(opowieść walentynkowa)

Należę do pokolenia, które o Dniu Zakochanych, znanym w krajach anglosaskich jako St.Valentine's Day, słyszało co najwyżej na lekcjach języka angielskiego. Dziwnym jednak zrządzeniem losu dzień 14 lutego, odkąd sięgam pamięcią, miał dla mojej rodziny znaczenie szczególne. Przez wiele lat tego dnia zakładałam różową lub w jakimś innym landrynkowym kolorze sukieneczkę, ze zrobionym szydełkiem białym kołnierzykiem, mój braciszek przywdziewał coś równie szykownego i wraz z rodzicami epokowym osiągnięciem polskiej motoryzacji, jak pewien znajomy mego taty zwykł określać samochód marki syrena, telepaliśmy się na drugi koniec miasta, by złożyć imieninowe życzenia wujowi Walentemu. 
Wuj Walenty, zwany przez najbliższych Walkiem, był starszym bratem mojej babci (ona jedna mówiła na niego Waluś) i ojcem chrzestnym mojej mamy.
Imieniny wujka Walka zawsze bardziej przypominały zjazdy rodzinne niż przyjęcia wydawane na część solenizanta. W ten sposób, zupełnie nieświadomie, spędzając dzień 14 lutego w atmosferze powszechnej miłości familijnej, wyrażającej się suto zastawionym wszelkimi dobrami, także słodkimi, stołem, tudzież  niezliczonymi całusami wymienianymi między biesiadnikami pod byle pretekstem, moja rodzina czyniła zadość zachodniej tradycji. Myślę, że mogę dziś z dumą powiedzieć: ja i moi krewni byliśmy awangardą walentynek! A wszystko to za sprawą wuja Walka. Zważywszy na to, że 14 lutego jedynie jego w naszym gronie  obdarowywano prezentami, w obecnych czasach w oczach postronnych obserwatorów uchodziłby zapewne za najbardziej atrakcyjną i upragnioną partię. A on sam przyjmując obwiązane najzwyklejszą czerwoną wstążeczką pudełeczko, głowiłby się nad znanym poety pytaniem: czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?  Święty Walenty  nie zdążył już tego figla wujowi Walentemu spłatać. Ale udało mu się zażartować ze mnie. Dzień Zakochanych nie kojarzy mi się bowiem z romantycznymi wyznaniami, ale przede wszystkim z wujkiem Walkiem, bardzo przystojnym i o ogromnym uroku osobistym mężczyzną, który zawsze traktował mnie jak damę, niezależnie od tego, czy miałam 10 czy 17 lat. Szkoda, że nie kupię mu chociaż raz czekoladek w kształcie serduszek albo, co by mu się na pewno bardziej podobało, z likierem w środku. Wręczając mu ten drobny upominek , powiedziałabym z najniewinniejszą minką na świecie: Wszystkiego najlepszego z okazji imienin, wujku! Niestety, podobne żarty nie wchodzą już w rachubę. 
Ale jak to zwykle bywa, samo życie okazało się najprzemyślniejszym reżyserem i niespodziewanie dopisało dalszy ciąg do moich perypetii z datą 14 lutego

Całkiem niedawno odkryłam, że jeden z moich przyjaciół z okresu, gdy mieszkałam jeszcze w Polsce, urodził się właśnie 14 lutego. Jednym słowem: idealny walentynkowy chłopak. Zwykle na tydzień przed urodzinami wysyłam mu paczuszkę, do której wkładam słodkości zarezerwowane dla zakochanych oraz kartkę z życzeniami "Happy Birthday". Liczę oczywiście na jego wrodzone poczucie humoru, bo w przeciwnym razie, aż strach pomyśleć, do jakich wniosków mógłby dojść zjadając kolejne serce z czekolady.
Że nie są to czcze obawy, wiedziały już nasze babki. Żołądek był zawsze postrzegany jako naturalny sprzymierzeniec w pozyskaniu wzgledow ukochanego - "przez żołądek do serca" (ale uważajmy przy tym, żeby nie trafić do innego niż byśmy chcieli!).

Pozdrawiam wszystkich sympatyków walentynek, do których sama się zaliczam, chociażby dlatego, że za okazywanie uczuć płci przeciwnej 14 lutego nikt nikogo nie będzie pozywał do sądu za naruszenie dóbr osobistych, albo, co gorsza, za molestowanie seksualne. To naprawdę ogromna ulga!
 
 

Małgorzata Suzuki 

 POPRZEDNIA STRONA