informacje, zdjęcia, artykuły |
|
Rozmowa z Krzysztofem Ingardenem, głównym projektantem nowego budynku Ambasady RP w Tokio oraz jego współpracownikiem Jackiem Ewy |
Są panowie absolwentami Wydziału Architektury
Politechniki Krakowskiej z jednego roku oraz właścicielami pracowni architektonicznej
Ingarden & Ewy, Architekci Sp. z o.o. , która wyłoniła się z biura
projektowego JET Atelier. Sporo panów łączy. Czy droga do zawodu architekta
była w związku z tym też podobna ?
Jacek Ewy: Jeśli chodzi o mnie, to zaczęło się od rysunku. Zawsze lubiłem rysować. Pociągało mnie także przeglądanie albumów z reprodukcjami malarstwa, zdjęciami architektury. Te moje zainteresowania wzbudzały niepokój u ojca ( Zygmunt Ewy (1913-1994), prof. fizjologii zwierząt Akademii Rolniczej w Krakowie- przypis autorki), który wiązał raczej moją przyszłość z biologią. Podobnie myślała także reszta rodziny, która upodobała sobie zawód lekarza. Jak widać wyrodziłem się, ale nie żałuję, bo to, co teraz robię, daje mi dużą satysfakcję. Krzysztof Ingarden: Mówiąc szczerze, gdy na kierunek studiów obierałem architekturę, nie zdawałem sobie do końca sprawy jak wyglądała praca architekta w Polsce w tamtych czasach, tzn. w latach 70. Trochę słyszałem z opowiadań stryja Janusza i jego żony Marty (Marta i Janusz Ingardenowie, architekci, zaprojektowali m.in. Teatr Ludowy, centrum administracyjne w Nowej Hucie, hotel Forum w Krakowie i inne- przypis autorki) jak ciężko pracują, że zdarza się im nie spać po nocach, o ograniczaniu możliwości twórczych przez konieczność stosowania narzuconych technologii np. wielkiej płyty. Mimo wszystko nie zraziłem się i dzisiaj dzięki zmianom .jakie nastąpiły w Polsce po 1989 roku mogę wykonywać swój zawód z dużo większą radością niż było to dane poprzedniemu pokoleniu. Założyliśmy z Jackiem własne biuro, o czym poprzednia generacja architektów mogła, co najwyżej, marzyć. Największym panów sukcesem było chyba do tej pory wygranie zamkniętego konkursu na projekt budynku polskiej ambasady w Tokio. Jacek Ewy: Budynek
ambasady w Tokio to dzieło Krzysztofa. Ośmielę się powiedzieć, że jest
ukoronowaniem jego dotychczasowych kontaktów i związków z Japonią.
Bez wątpienia przydały się panu wcześniejsze kontakty z Japonią i praktyka w biurze Araty Isozaki. Krzysztof Ingarden: W 1977, po roku studiów, na 8 miesięcy przyjechałem do Japonii. Wiele wówczas jeździłem po całym kraju. Zachwyciła mnie spójność japońskiej architektury pod względem estetycznym i konstrukcyjnym. W japońskiej architekturze wszystko ma znaczenie. Każdy element, każdy fragment budowli ma nie tylko wartość estetyczną, ale też i filozoficzną. W projektach Tadao Ando, Araty Isozaki czy Seiichi Shirai znajdowałem ogromne pokłady przemyśleń. To sprawiło, że po ukończeniu w 1982 roku Politechniki Krakowskiej postarałem się o stypendium na dalsze kształcenie w Japonii. Przez 1,5 roku studiowałem na uniwersytecie w Tsukuba, a potem przez rok terminowałem u Araty Isozaki. W swoich projektach oczywiście wykorzystuję to, czego nauczyłem się w Japonii. Przede wszystkim staram się o zachowanie czystości koncepcji. Oznacza to konsekwentne stosowanie pewnych typów materiałów do wyrażania określonych myśli. Do czego innego służy kamień, do czego innego szkło, a jeszcze do czego innego drewno. Człowiek bowiem inaczej reaguje na różne materiały. Znajomość z Aratą Isozaki zaowocowała współpracą przy powstawaniu Centrum Japońskiej Sztuki i Techniki "Manggha" w Krakowie. Myślę, że może pan zaliczyć siebie do wyjątkowych szczęśliwców. Trudno wymarzyć sobie lepsze połączenie w czasie rozwoju pańskiej kariery zawodowej i decyzji Andrzeja Wajdy o budowie muzeum dla kolekcji Feliksa Jasieńskiego. Krzysztof Ingarden: Akurat tak się złożyło, że niedługo po tym, jak przeczytałem o pomyśle Wajdy, wyjechałem do Nowego Jorku, gdzie spotkałem się z asystentami Araty Isozaki i spytałem ich, czy Arata nie chciałby zaprojektować muzeum w Krakowie. Stworzylibyśmy w ten sposób zespół polsko-japoński ja byłbym na miejscu, a oni w Tokio. Po krótkim zastanowieniu Arata odpowiedział pozytywnie. Andrzej Wajda, gdy się o tym dowiedział, nie krył swego zachwytu, tym bardziej, że Arata zgodził się zrobić projekt koncepcyjny za darmo. To działo się w 1987 roku. Wkrótce potem Arata Isozaki przedstawił szkic budynku muzealnego, którego idea została zapisana w kształcie morskiej fali, co pozwoliło wydrukować ulotki oraz rozpocząć kampanię zbierania pieniędzy. Było to naprawdę coś niezwykłego: ponad 100 tysięcy darczyńców. W 1990 roku przyjechałem na miesiąc do Tokio, aby przedstawić Aracie Isozaki wszystkie dane wyjściowe do rzeczywistego projektu , wtedy zaczęła się wspólna praca nad budynkiem. Zaraz potem, 1991 roku nasza firma otrzymała zlecenie na wykonanie projektu technicznego. Do tego momentu pracowaliśmy bez wynagrodzenia, ale dłużej tak się nie dało, gdyż musieliśmy zatrudnić dużą grupę specjalistów. Ta praca była wyzwaniem dla całego naszego zespołu, a także dużą satysfakcją. Budynek został uznany za najlepszy obiekt zbudowany w Krakowie w całym ubieglym dziesięcioleciu. |
Ogrod japoński przy ambasadzie
|
Domniemywam, że gdy przystępował pan do projektowania budynku polskiej ambasady w Tokio, to dzięki osobistym kontaktom z japońskimi architektami posiadał pan już sporą wiedzę o wymogach japońskiego budownictwa. Jakimi torami szło zatem pańskie myślenie o tym projekcie? Krzysztof Ingarden: Na początku musieliśmy należycie ocenić lokalizację i poznać wszystkie lokalne uwarunkowania urbanistyczne. Następnym krokiem było podjęcie kilku kluczowych decyzji co do funkcjonalnego układu całości. Działka przeznaczona na budowę ambasady miała prawie 1000 m kw., z czego 20 proc. należało zostawić na zieleń. Ponadto nie mogliśmy przekroczyć 12 m wysokości, a w praktyce okazało się, że 11 m. Całkowita powierzchnia budynku mogła być maksymalnie 2 razy większa niż działka. Jednym z trudniejszych do spełnienia warunków okazał się jednak warunek polskiego MSZ, to znaczy parking na 16 samochodów, który musiał być zrealizowany na 300 m kw. Przy ulicy, która jak ta przy ambasadzie ma mniej niż 6 metrów szerokości, parking nie może być większy. Nasze biuro zaproponowało mechaniczny parking dwupoziomowy. Na tradycyjnym parkingu na jedno stanowisko przypada 25-30 m kw. Przy naszym rozwiązaniu na samochód wystarcza 15 m kw. Jak już wspomniałem, nie mogliśmy zabudować całej działki. Trzeba było tak ją zakomponować, by uzyskać nieco otwartej przestrzeni. Zaproponowaliśmy kompozycję budynków w kształcie litery L otwartą na południe, by dodatkowo uzyskać dobre warunki nasłonecznienia. Eliptyczny budynek kątowy pełni funkcje reprezentacyjne. Mieści się w nim hall wejściowy, sala wielofunkcyjna oraz gabinet ambasadora. Tylny budynek o kształcie trapezowym przeznaczony został na biura oraz mieszkania pracowników ambasady. Warto przy okazji wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. Otóż sala wielofunkcyjna znajduje się na poziomie piwnicznym, to znaczy 6-7 metrów pod ziemią. Mogliśmy całowicie zamknąć tę przestrzeń, ale w ten sposób stracilibyśmy możliwość oświetlania jej światłem naturalnym. Postanowiliśmy zatem odsunąć mur oporowy i wygospodarować przestrzeń na niewielki ogród w stylu japońskim. Ponieważ okno zaczyna się także od poziomu piwnicznego, to zieleń znalazła się w zasięgu wzroku przebywających w sali ludzi. Co z konstrukcjami antysejsmicznymi? Czy nie stanowiły one jakiejś istotnej przeszkody dla panów? Krzysztof Ingarden: Konstrukcje antysejsmiczne konsultowaliśmy z japońskimi architektami od samego początku. Znaliśmy standardowe wielkości elementów konstrukcyjnych. Zastosowana przez nas np. wielkość słupów okazała się odpowiednia. Nie trzeba było dokonywać jakichś rewolucyjnych zmian w projekcie. Wszelkie potrzebne materiały wyjściowe i informacje pomogli nam zdobyć moi znajomi z biura Araty Isozaki. Wiedzieliśmy zatem jak sobie radzić z tym zagadnienieniem. Czym projektowanie ambasady różni się od projektowania zwykłego budynku użyteczności publicznej? Krzysztof Ingarden: Budynek ambasady ma dość skomplikowaną strukturę funkcjonalną. W tym budynku przyjmuje się gości, pracuje oraz mieszka. Potrzebne są zatem odrębne wejścia. Poza tym trzeba pamiętać, że dostęp do niektórych pomieszczeń mają tylko wybrane osoby. Układ budynku musi być taki, by te strefy dało się łatwo wydzielić. Czy sala do tajnych rozmów, taka, jaką pokazał Władysław Pasikowski w filmie "Operacja Samum" została uwzględniona w projekcie? Jacek Ewy: Film Pasikowskiego widziałem. Znam też ambasadę polską w Bagdadzie, bo przez dwa lata pracowałem w Iraku. W sali, o którą pani pyta, nie byłem, ale zetknąłem się z ludźmi zamieszanymi w sprawę ratowania życia oficerów CIA uwięzionych w Iraku podczas "Pustynnej Burzy". Nie jest tajemnicą, że pomieszczenia do prowadzenia tajnych rozmów znajdują się w ambasadach, ale nasze biuro się tym nie zajmowało. Mieliśmy jedynie wytyczne z MSZ, co do liczby pomieszczeń i ich powierzchni. |
Polska flaga w Meguro-ku
|
Czy pracując nad formą budynku ambasady w Tokio myślał pan o polskiej architekturze? To pytanie kieruję do głównego projektanta. Krzysztof Ingarden: Oczywiście, że myślałem. W pewnym momencie musiałem odpowiedzieć sobie na pytanie: jak zaznaczyć obecność polskiej architektury w moim projekcie. Doszedłem do wniosku, że nie ma polskiej architektury jako wyodrębnionego zjawiska stylistycznego. Można co najwyżej mówić o rodzimości architektury góralskiej czy wsi mazowieckiej. Ale to są regionalizmy. Dlatego też postanowiłem nawiązać do polskiej architektury nie poprzez formę , a poprzez materiał budowlany. Taki związek wydał mi się ciekawszy niż związek stylistyczny. Nie chodziło przecież o to, by kopiować historyczne formy polskiej architektury. Co zresztą by tu mogło wchodzić w grę: kamienica renesansowa, chata w stylu zakopiańskim czy może dworek szlachecki? Ale wybór typowego polskiego materiału budowlanego też nie był oczywisty. Musiałem powiązać ten materiał z obiektem uznawanym za symbol architektury polskiej. I w tym momencie nie mogłem nie pomyśleć o Zamku Królewskim na Wawelu. Dlatego też wśród materiałów wykończeniowych znalazła się cegła i kamień. |
Wejście do ambasady
|
Co czuł pan jako projektant uczestnicząc w uroczystości otwarcia nowego budynku ambasady? Krzysztof Ingarden: Budowa została zakończona. Budynek zaczyna żyć swoim życiem. Czuję oczywiście głęboką satysfakcję, ale ponieważ jestem architektem, to zastanawiam się, co można było zrobić inaczej albo co można byłoby jeszcze zrobić. Cieszę się niewątpliwie z tego, że wiele ze wstępnych pomysłów udało się zrealizować. Mam tu na myśli m.in. dwu-, a nawet trzykondygnacyjną przestrzeń między hallem wejściowym a hollem sali wielofunkcyjnej czy daszek przed wejściem w kształcie zwodzonego mostu. Chciałbym jeszcze dodać, że obecną siedzibę ambasady w Tokio zbudowano za niezwykle skromne pieniądze. To też powód do zadowolenia. Za budżet budynku niższej klasy udało się wznieść obiekt z gatunku reprezentacyjnych. Stało się tak dzięki możliwym do zaakceptowania kompromisom między jakością materiału a jego ceną, jak też dzięki obniżeniu kosztów inwestycji, gdy zrezygnowaliśmy np. z podwójnego szklenia okien. Na zakończenie rozmowy chciałabym poprosić panów jako ekspertów o podzielenie się swoimi przemyśleniami na temat: mój dom marzeń. Wiem, że to określenie brzmi nieco banalnie, ale prawdopodobnie najlepiej oddaje sedno sprawy. Krzysztof Ingarden: Wbrew pozorom, to bardzo
trudne pytanie. Myślę, że ważniejsze od domu jest miejsce, gdzie ten dom
stoi. Miejsce to powinno posiadać rozległy widok, tak, żeby można było
zogniskować wzrok na czymś dalekim, żeby oczy mogły odpocząć od odległości,
którą na co dzień wyznacza ściana pokoju, ekran komputera, tekst w książce.
Sam dom natomiast powinien dać możliwość komfortowego życia rodzinie. Jak
to zrobić, to kwestia otwarta. Średniowieczny poeta i prozaik Kamo-no Chomei,
w jednym ze swoich utworów pt. "Hojoki" (polski tytuł: "Zapiski z szałasu" - przypis
autorki), zawarł między innymi wspomnienia dotyczące jego prywatnego
życia. Po pożarze rezydencji w Kioto, osiadł na prowincji, gdzie wybudował
sobie mały domek. Wraz z upływem czasu jego potrzeby stawały się coraz
mniejsze. Powoli tracił siły i nie mógł dać sobie rady nawet z niewielkim
domem. Przyszedł czas, że do życia wystarczał mu tylko wózek na kółkach.
Dostosowywał dom do tego, jak mógł żyć i co mógł robić.
Jacek Ewy: Od urodzenia do ubiegłego roku mieszkałem prawie przy samym Rynku Krakowskim. Teraz jestem posiadaczem własnego domu i bardzo jestem z tego zadowolony. Świadomość, że gdy otworzę drzwi, to zobaczę ogródek, daje mi dużo radości. Aby dom mógł zapewnić wygodne życie rodzinie, jego projekt powinien uwzględniać różnego rodzaju przestrzenie funkcjonalne. Jednocześnie trzeba pamiętać, że własny dom to zwiększony zakres obowiązków - więcej sprzątania, dochodzi pielęgnacja ogrodu, no i trzeba myśleć o bezpieczeństwie, Zgadzam się, że w zależności od etapu życia potrzebne są nam inne rzeczy. Na przykład w Holandii wygląda to następująco: na studiach wynajmuje się niewielkie mieszkanie, zaraz po ślubie nieco większe, potem przychodzi czas na duży dom, a na starość szuka się mniejszego. Miejsce, gdzie się mieszka, nie powinno krępować życia. Dziękuję panom za spotkanie oraz za kawałek Krakowa w tokijskiej dzielnicy Meguro.
Rozmawiała Małgorzata Suzuki
Otwarcie nowego budynku Ambasady RP w Tokio odbyło się 30 maja 2001 r. W uroczystości wziął udział m.in. książę Takamado z małżonką, który wspólnie z ambasadorem Jerzym Pomianowskim dokonał przecięcia wstęgi. Największe projekty i realizacje firmy JET Atelier
oraz Ingarden & Ewy, Architekci Sp. z o.o.:
Więcej informacji o firmie Ingarden & Ewy, Architekci Sp. z o.o. można znaleźć na stronie http://ingarden-ewy.com.pl |
POPRZEDNIA STRONA |