Jak daleko należy
cofnąć się pamięcią aby odnaleźć budynek, którego cechy są mi bliskie? Nawet
jeśli taki budynek odnajdę, czy zdołam opisać jego tożsamość? Może musiałbym
próbować opisywać składowe własnej tożsamości. Taki budynek byłby mi na pewno
bliski. Pamiętam go poszczególnymi fragmentami. Najpierw ulica : wysypana
tłuczoną cegłą. Wczesną wiosną zamieniała się w grząską mieszaninę śnieżnej
bieli i grząskiej czerwonej glinki. Droga ze szkoły wydłużała się wtedy bardzo.
Wzdłuż ulicy ustawione w szeregu - dziesięć budynków równej wysokości o dachach
krytych czerwoną dachówką. Wszystkie zwrócone szczytami do ulicy, podobne, choć
każdy nieco inny.
Pomiędzy drzewem śliwkowym a wysokim srebrnym świerkiem zamknięta furtka z
metalowej sztywnej siatki. Obok na płocie była zawieszona drewniana skrzynka na
dwie butelki mleka. Co wieczór wynosiło się i stawiało tam starannie umyte
butelki. Dziwiłem się gdy czasami rankiem pozostawały puste. Gdy zdarzyło się,
że mimo kilkakrotnego dzwonienia nikt nie otwierał bramy, wspinałem się na
siatkę ogrodzenia i przeskakiwałem płot stylem przerzutowym. Butelki mleka
drżały i brzękiem zdradzały wtargnięcie.
Do domu prowadziła ścieżka wyłożona nieregularnymi kawałkami jasnego wapienia. Pamiętam
te kamienie bardzo dobrze. Wielokrotnie opierałem na nich moje dłonie, ileż
razy rozbijałem o nie kolana. Tuż przy ścieżce ściana budynku, o szorstkim
szarym tynku, o który często ocierałem sobie łokcie.
Drzwi do domu były bardzo solidne ciemne i ciężkie, dębowe, z wąskim, pionowym
okienkiem w środku. Okrągłą, wysoko umieszczoną mosiężną klamkę, którą trudno
było przekręcić.
Wewnątrz były obszerne piwnice, wysoki parter, piętro i mieszkanie w poddaszu. My
mieszkaliśmy na parterze. Mieszkanie było obszerne, miało cztery pokoje. Dwa
duże centralne : gabinet ojca i pokój dzienny, połączone były rozsuwanymi
drzwiami zawieszonymi na górnej szynie. Działały bezszelestnie i miękko. Z
jednego z pokoi wychodziło się na przeszkloną werandę. O zadziwiająco
szerokich, poziomych drewnianych okiennicach przesuwanych do góry. Skomplikowany
układ przeciwwag sprawiał , że podnosiłem je nawet ja bez większego wysiłku. Ta
prosta, aczkolwiek bardzo przemyślana konstrukcja bardzo mnie interesowała. Siadałem
na parapecie pod otwartym oknem. Przede mną rozpościerał się ogród. Z
grządkami, trzepakami, psią budą i drzewkiem wiśni tuż pod oknem. Po tym
drzewku czasem udawało mi się wejść do domu w lecie, gdy zapominałem kluczy. Także
konstrukcja szklanych żaluzji w kuchni, wstawionych w górną część okna i
otwieranych za pomocą zwisającego sznurka wydawała się rzeczą tak oczywistą i
przydatną do szybkiego przewietrzania.
W domu tym, na przedmieściach Wrocławia w dzielnicy Zacisze mieszkałem przez
dziesięć pierwszych lat. Potem z rodzicami wyjechaliśmy z miasta, w którym
jeżdżenie ruchomymi schodami w domu towarowym projektu Ericha Mendelsohna
pamiętam jako coś całkiem normalnego. Dom i ogród na dłuższy czas uleciał z
pamięci.
Odwiedziłem go ponownie
dwadzieścia lat później, gdy byłem już po studiach w Krakowie, amerykańskich
podróżach i dłuższym pobycie w Japonii. Wróciłem wtedy do obrazów z
wczesnej młodości, do płotu, który przeskoczyć wcale nie było trudno, kamieni
już całkiem wygładzonych, do otartego tynkiem łokcia, ogromnego świerku, który
jakby skarłowaciał podczas gdy ja urosłem, do podnoszonych okien, których w
innych miastach w Polsce nie widziałem. Te wszystkie przypomniane obrazy były
częścią mojej tożsamości. Odcisnęły się na stałe w moich zmysłach. Poprzez
nie rozumiałem otoczenie, poprzez nie nauczyłem się rozpoznawać świat we
wczesnym dzieciństwie. Zawsze pozostaną dla mnie punktem odniesienia. Będą
decydowały o moim zrozumieniu dotykanych przedmiotów, pojmowaniu przestrzeni
domu i ogrodu, skali ulicy , pojmowaniu porządku przestrzeni publicznej -
układu w jakim te wille miejskie ustawione były wzdłuż ulicy.
Powrót pamięcią do odległego domu
dzieciństwa jest frapujący. Czy do końca zdajemy sobie sprawę z tego jak
pierwsze doświadczenia zmysłowego poznania otaczającego świata wpływają na
ukształtowanie matrycy późniejszych zachowań, a co dla architektów istotne -
preferencji projektowych? Na początku lat 90-tych na prowadziłem zajęcia
projektowe z grupą studentów architektury drugiego roku. Zadaniem było
zaprojektowanie domu marzeń. Po latach oglądania spędzonych w monotonnych
osiedlach mieszkaniowych o estetyce uniwersalnej dla bloku wschodniego,
studenci mieli możliwość projektowego odreagowania.
Nikt nie stawiał barier ich wyobraźni. Jednak temat domu marzeń sprawiał im
trudność. Jeden ze studentów przedstawił projekt bloku mieszkalnego, nie
różniący się niczym od przysłowiowego blokowiska. Na pytanie "Czy tak
wyglądają twoje marzenia?" - student odpowiedział , że nigdzie nie czuł
się tak dobrze jak tam, na swoim osiedlu, w obdrapanym bloku z żelbetowych płyt
prefabrykowanych, zatkanym zsypem na śmiecie i mieszkaniami o wysokości
2,50m.
Odłamki Krakowa w Tokio - wywiad Małgorzaty Suzuki
z projektantami budynku Ambasady RP w Tokio
|